Mamo, jestem Kolumbem #1: Madryt
Dzień doberek, podróżnicy. Co jest najważniejsze w każdej podróży? Wydaje mi się, że emocje. Emocje z tego co widziano, z poznania tego co jest ukryte i oczywiście ze świadomości swojego pobytu w tym, czy innym miejscu.
Rewolucja internetowa wniosła bardzo duży wkład w kontinuum czasoprzestrzenne. Wszystko, co było ważne w prawdziwej materii, stało się o wiele ważniejsze w wirtualnej powłoce. Wspomnienia, komunikacja, praca.
Postanowiłem pójść trochę dalej i popularyzować podróże internetowe. Pierwszy i ostatni punkt mojej podróży został zdefiniowany na długo przede mną, moim okrągłym imiennikiem, ponad 526 lat temu.
Dziś wyruszam z miasteczka Palos-de-la-Frontera w kierunku wybrzeży Indii. Moja wieczna towarzyszka, karaka Santa-Maria, pozostanie w dość niezwykłej dla siebie roli. W obrazie jpg wykonanym przeze mnie w edytorze graficznym Paint.
Moim pierwszym schroniskiem był Madryt. Zwiedzanie miasta rozpoczęło się od centralnego placu Puerta-del-Sol (po polsku Brama słońca). Właśnie w tym placu schodzi się osiem najważniejszych ulic Madrytu, a wy mówicie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Szach i mat, towarzyszu Lafontaine!
Przechodząc obok kilkuset sklepów modowych, moje spojrzenie padło na budynek Metropolis w stylu Beaux-Arts. Cytując klasykę nowoczesności, chcę powiedzieć, że ten budynek «Shine bright like a diamond in the sky». I wciąż świeci, ale niestety nie jak «diamond». Kiedy stałem i skromnie patrzyłem, to wyobrażiłem sobie, jak wiele lat temu Hemingway, Dali i Sinatra podziwiali się temu zabytkowi architektury.
Casa-de-Campo — jeden z największych parków nie tylko w Hiszpanii, ale również na całym Świecie. Plotka mówi, że park ten jest 5 razy większy od nowojorskiego Central Parku. Cóż, sprawdzić tej informacji jeszcze nie ma możliwości, ale jak to mówią amerykanie «letʼs pencil in» sprawdzenie tej plotki, oczywiście jeśli się uda odkryć dla siebie Amerykę. W tym pięknym lesie czeka na Ciebie staw, atrakcje, zoo, a nawet kolejka linowa.
A zakończyć ten raport Janowi Aragońskiemu chciałbym słowami hiszpańskiego przysłowia: jechać do wybrzeży Indii i nawet nie wiedzieć, gdzie to jest — równe «Buscar una aguja en un pajar», czyli próbować znaleźć igłę w stogu siana.