August 27, 2020

"Płacisz psom 10-15 tys. zł i masz rok spokoju". Były diler zdradza, jak wygląda handel narkotykami

"Pewnego dnia wracam do domu i widzę przed blokiem zaparkowany samochód. Dwóch typów w środku. Wydawało mi się, że mignęło mi radio policyjne. Patrzę dalej, a tam, gdzie chowałem zioło, ktoś stoi i gada przez telefon. Myślę - namierzyli mnie!".

Kiedy zacząłeś handlować?

- Latać? Pierwsze podejście miałem parę lat temu, ale się nie udało. Wziąłem 20-stkę (20 gram, przyp. red.) od koleżki, ale zielsko nie było najlepsze. Niedosuszone. Większość sam zjarałem. Do przodu na tym nie wyszedłem


Na szczęście koleżka anulował mi dług. Po kilku latach spotkałem go przypadkiem na Saskiej Kępie. Zajaraliśmy. Od tamtej pory zacząłem przychodzić do niego po zioło. W końcu stwierdziłem, że wezmę więcej, żeby coś na tym zarobić. Nakręciłem go. Udało się.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

Co to znaczy dobry towar?

- Dobrze pachnie, dobrze smakuje i dobrze klepie.

Ciężko znaleźć dobre źródło?

- Teraz już nie. Jak zaczynałem jarać te 5 lat temu, to było znacznie gorzej. Zioło było tańsze, łatwo było znaleźć towar z domieszką jakiegoś syfu.

Po co się to robi?

- Żeby więcej wyszło na wadze. Z pakowaniem chemii to raczej mit. Chemię się ładuje na etapie hodowania rośliny. Ale to jak z każdą inną rośliną - trzeba czymś nawozić, żeby urosło.

W jaki sposób dodaje się na wadze?

- Spotkałem się z dodawaniem mąki, cukru, spulchniaczy. Kiedyś nawet widziałem zielsko z żelatyną. Towar składał się z grudek, którymi można było rzucać jak kamyczkami. Smakował paskudnie.

Marta Kondrusik

Zdarzało ci się dodawać czegoś, żeby zwiększyć wagę?

- Nie. Raz że sam to jarałem, więc chciałem jarać dobry towar. Dwa - ludzie skumają się, że ich oszukujesz i już do ciebie nie wrócą. A przecież chodzi o to, żeby wracali. Nawet jak zdarzyło mi się mieć gorszy towar, to mówiłem klientom, że jest średni.

Ile teraz kosztuje 1 gram?

- Pięć dych. I to jest standardowa cena w Warszawie. Za mniej dostaniesz zapewne coś słabego. Nie warto. Klienci też zrobili się wymagający. To akurat dobrze.

Dużo ludzi diluje?

- Na każdym osiedlu co najmniej kilka osób. Teraz każdy może to robić. Kiedyś było tak, że jak zaczynałeś latać, to w końcu jakiś gangster się odezwał i cię zgarniał i albo przestawałeś latać, albo latałeś dla niego. Teraz jest pełna samowolka. Prawo też się trochę zmieniło. Kiedyś, jak cię złapali, to od razu na komendę, na dołek, przeszukanie na chacie i można było nawet pójść siedzieć na kilka lat. Teraz biorą cię na komendę, spisują, wychodzisz i toczy się sprawa. Mój kumpel dostał grzywnę za posiadanie piątki.

Ile można na tym zarobić?

- Zależy, ile sobie wynegocjujesz u źródła. I czy kredytujesz czy płacisz gotówką. Ja zazwyczaj brałem w credo, co się mniej opłaca. Czyli bierzesz towar i dopiero potem się rozliczasz.

Na początku brałem po dyszce (10 gram, przyp. red.), potem po setce. Kupowałem po 30 zł za gram, sprzedawałem po 50 zł.

Ile wychodziło ci miesięcznie?

- W tydzień średnio goniłem stówę. Czyli miesięcznie zarabiałem jakieś 8 tys. zł. Dobrze mi się żyło. Jadałem praktycznie wyłącznie na mieście, jeździłem taksóweczkami, gdzie chciałem. Zapraszałem ziomków w różne miejsca. Szybko się rozchodziło.

Jak zdobywałeś klientów?

- Sami się znajdywali. Jak jest zioło kozak to rozchodzi się w mig. Jaram codziennie z ziomkami, mówię im, że mam towar, żeby dzwonili jak coś. Oni przekazują dalej, w końcu dzwonią, pytają, czy mogą przekazać mój numer, i ustawiam się z klientem. Przyszedł jeden, drugi, trzeci. Tak się rozhulał interes.

Kim są klienci?

- Różni ludzie. Miałem klientów sportowców, borowca, zwykłych blokersów. Duży rozstrzał wiekowy, ludzie młodzi i tacy po 40-stce.

Nie miałeś konkurencji?

- Było kilku na moim osiedlu, ale uwierz mi - wszyscy jarają. Nie miałem nigdy przestojów w sprzedaży. Każdy ma zresztą swoich stałych klientów.

Marta Kondrusik

Nie bałeś się spotykać bezpośrednio z klientami?

- Bałem. Ale co miałem zrobić? Wolałem bezpośrednio, bo jak bym miał pośrednika, to musiałbym mu odpalać część zarobku.

Z klientami ustawiałem się u mnie na osiedlu. Miałem kilka miejscówek w plenerze, gdzie chowałem towar. Miałem też koleżkę, który przechowywał dla mnie większą ilość. Brałem tyle, ile klient zamówił. Wyznaczałem miejsce spotkania, dochodziło do transakcji. Po sprawie. Nikt mnie na szczęście nigdy nie wsypał.

Dużo czasu na to poświęcałeś?

- Wstawałem rano, jeśli ktoś dzwonił i mówił, że chce wpaść po towar, ustawiałem się, wychodziłem na pięć minut i wracałem. Jeśli było jeszcze wcześnie, to szedłem dalej spać. Kilka ustawek dziennie. Miałem dużo wolnego czasu.

Ile to trwało?

- Niecały rok.

Dlaczego przestałeś?

- Przez moją paranoję. Siedzisz w mieszkaniu, słyszysz kroki na korytarzu i tylko czekasz, aż zaczną napierd**** w drzwi. Musisz być ciągle na obcince. Wychodzisz na ustawkę, musisz mieć oczy dookoła głowy. Patrzysz, czy psy nie jadą, a znają mnie, więc jak mnie zobaczą, to już wystarczy.

Przeskrobałeś coś?

- Można tak powiedzieć. Kojarzą mnie i moją ekipę. Trochę się szalało. Zdarzały się różne akcje.

Miałeś kiedykolwiek jakąś ryzykowną sytuację?

- Raczej nie. Jak jeszcze nie latałem, to była taka akcja, że miałem zioło schowane w gaciach, fifkę w kieszeni i zaczęli mnie fiskać (przeszukiwać, przyp. red.). Znaleźli fifkę, ale do gaci o dziwo nie zajrzeli. A zdarza się, że do kieszeni nie zajrzą, a do gaci tak. Nie raz to przechodziłem. Jest taki jeden pies na osiedlu, który zawsze zagląda. Taki służbista. Mam wrażenie, że to lubi.

Znasz kogoś, kto wpadł?

- Znam. Mojego koleżkę ostatnio złapali. Siedzi w areszcie śledczym na Służewcu. Miał 30-stkę przy sobie, fetę (amfetamina, przyp. red.) i piguły.

Ty też latałeś z cięższym towarem?

- Miałem bardzo krótki epizod z mefedronem, ale miałem straszne wyrzuty sumienia, że sprzedaję śmierć. Zioło to zioło, sam palę, nie uważam, że robię coś złego. To nie szkodzi ludziom. Nie tak jak alkohol czy papierosy. Nigdy nie widziałem, żeby po zielsku ktoś stawał się agresywny. Raczej zanadto wyluzowany.

Miałeś klienta policjanta?

- Nie, ale policjanci też jarają. Tylko sami sobie ogarniają. Ćpać też ćpają.

Skąd wiesz?

- Bo wiem. Zdarzało się, że widziałem jak przyjeżdżali tak naćpani koksem, że aż strach.

Sprzedałbyś zioło niepełnoletniemu?

- Raczej nie. Małolaty do mnie nie przychodziły. Raz jeden ziomek przyszedł, miał chyba z 15 lat. Wolę sprzedawać starszym. Ale wiesz, takiemu małolatowi łatwiej kupić narkotyki niż alkohol. Diler nie pyta o dowód.

Zioło to pół biedy. Gorzej, jak były dopalacze. Wystarczyło sobie zamówić dowózkę przez internet i już miałeś. Nikogo nie obchodziło, czy miałeś 18 lat.

Który moment sprawił, że przestałeś handlować?

- Pewnego dnia wracam do domu i widzę, że przed blokiem stoi samochód. Dwóch typów w środku. Wydawało mi się, że mignęło mi radio policyjne. Patrzę dalej, a przy oknach do mojego mieszkania, tam, gdzie chowałem zioło, ktoś stoi i gada przez telefon. Myślę - nie no namierzyli mnie!

Uciekłem do domu i zacząłem się zastanawiać, jak się wszystkiego pozbyć. W końcu okazało się, że to nie były psy. Ale powiedziałem sobie - pierd*** to. Postanowiłem przekazać biznes komuś innemu. Dałem koleżce swoje kontakty, on latał i dzieliliśmy się kasą.

Jakby policja chciała, to by wszystkich wyczyścili. Ale im się to nie opłaca.

Marta Kondrusik

Są tacy, co się dogadują z policją?

- Są. Słyszałem, że płaci się ok. 10-15 tys. zł za rok spokoju. Jak szykuje się przeszukanie, to dostajesz telefon i masz czas wszystko ukryć. Znam dwie osoby, które opłacają policję. Ale nie tylko oni. Moja znajoma zajmowała się prostytutkami i musiała dogadać się i z policją, i z gangsterami. Spotkała się z komendantem na rejonie, powiedziała, gdzie jest lokal, ile dziewczyn pracuje. Zapłaciła. I to samo u gangsterów.

Z zielskiem jest trochę inaczej. Musisz znać odpowiedniego psa, który ci wszystko ogarnie. Znam takich. Ale ja bym nie poszedł. Psom nie można ufać. Jak tobie się sprzeda, to znaczy, że sprzeda się każdemu innemu.

O mnie raczej nie wiedzieli. Poza tym, mam u nich szacunek. Uważają mnie za porządnego.

Jak najłatwiej wpaść?

- Zazwyczaj nie łapią na gorącym uczynku, tylko wcześniej wiedzą, za kogo się zabrać. Zazwyczaj dlatego, że ktoś doniósł. Nie zrobił tego z czystego skur****ństwa. Psy mają swoje metody, żeby wyciągnąć informacje, potrafią mącić w głowie, albo po prostu ci doje**ą. Tortury, jakie nie mieszczą się w głowie.

Siatka na łeb i podduszanie. Wieszanie za ręce. Potrafią wywieźć do lasu, wpierd**** i zostawić. Miałem takiego ziomka, co paralizatorem po jajcach dostał. Od policjantki! Nie opierd***** się.

Jednego mojego ziomka, jak po takiej akcji przewieźli do zakładu karnego, to tamci nie chcieli go przyjąć, bo był tak pobity.

Mógłbyś do tego wrócić?

- Myślałem o tym, ale jednak nie. Nie wiem, ile musiałbym zapierd****, żeby zarabiać tyle, co wtedy, ale wybieram spokojne życie.